HISTORIA
FACEBOOK

Skontaktuj się z nami

KONTAKT

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

 

 

WSTĘP

 

naplacu

 

      Część historyczną naszej strony zawdzięczamy przede wszystkim braciom, którzy z wielką skrupulatnością prowadzili przez długie lata kronikę, od samego momentu założenia straży, po dziś dzień, nawet w czasie trwania wojny. Są w niej opisane akcje ratownicze, ćwiczenia, rozwój samej straży, ale także jak gdyby "przy okazji" wiele miejsca jest poświęconego rozwojowi i rozbudowie samego Niepokalanowa, tego ogromnego, zarówno obszarowo jak i liczebnie klasztoru, który rósł na ich oczach. W kronice tej widać tą dokładność i solidność jakiej uczył braci sam Ojciec Maksymilian, założyciel Niepokalanowa. Miał on więc ogromny wpływ także na tych którzy należeli do straży pożarnej, ucząc ich poświęcenia dla Boga i dla ludzi, wynikającego z miłości, troski i dbałości o sprzęt, który często był braciom podarowywany, a także nieustannego doskonalenia się zarówno duchowego jak i fizycznego, niezbędnego w czasie walki z żywiołem. 
   Część materiału jest także zaczerpnięta ze wspomnień brata Jarosława Nowakowskiego, już świętej pamięci oraz brata Cherubina ... który także odszedł do Pana, a wpisał się w historię straży pożarnej w Niepokalanowie "złotymi zgłoskami".

 

 

POCZĄTEK

 

      Rok 1928, wrzesień

    deski.jpg
 Materiały zgromadzone do budowy Niepokalanowa

      Po prawej stronie toru kolejowego na 42 kilometrze od Warszawy w kierunku Łowicza, widać piękny kościół i budynki klasztorne. Po lewej stronie jest stacja kolejowa Szymanów. W tym miejscu przed laty rozpościerały się pola należące do księcia Druckiego-Lubeckiego. W roku 1927 książę ze swej posiadłości ofiarował Ojcom Franciszkanom część pola, potem przybyli z Grodna zakonnicy, a było ich 20 i zaczęli wznosić szopy drewniane i takie same drewniane baraki mieszkalne.

      Maksymilian nazwał to nowe osiedle Niepokalanowem, a to dlatego, że miało ono służyć wyłącznie Niepokalanej i szerzyć Jej kult. Okoliczni ludzie dziwowali się, co to za przybłędy tu przybyli i czy oni czasem nie są podobni do Mariawitów. Najwięcej obserwowali najbliżsi sąsiedzi i podglądali, co oni zamierzają tu robić? W ciągu roku nazwożono tu materiałów budowlanych i rozpoczęto stawiać budynki mieszkalne, gospodarcze i warsztaty pracy. Wszystkie te budynki były drewniane, piece żelazne, a za przewody kominowe służyły rury blaszane. Te pierwsze prymitywne domki i urządzenia budziły obawę wśród braci, by nie powstał pożar z byle przyczyny.

 

Maks.jpg    
  Św. Maksymilian Maria Kolbe

 

 

      Ojciec Maksymilian jako przełożony klasztoru w rozmowie z braćmi mówił:


To co otrzymujemy od ludzi, to nie jest nasze, wszystkie budynki i całe wydawnictwo należy do społeczeństwa, dlatego też musimy czuwać, aby się coś nie zniszczyło. Dobrze byłoby pomyśleć i stworzyć coś w rodzaju straży, gdyż pożar na naszym terenie może bardzo łatwo powstać.

      Polecono tę sprawę br. Salezemu Mikołajczykowi i on miał zorganizować całą obronę, wykonać lub też kupić potrzebne narzędzia.

 

 

 Salezy
    Br. Salezy Mikołajczyk

 

 

ZAŁOŻENIE STRAŻY

 

     Rok 1931

      Nie długo czekano na ten sprzęt służący do obrony. Część sprzętu zrobiono sposobem gospodarczym jak: tłumnice, drabinki, i bosaki. Kupiono sikawkę ręczną marki „Tryumf” z kompletnym wyposażeniem, kilka pasów bojowych i wiaderek. Otrzymano jako ofiarę od okolicznych ludzi hełmy mosiężne, które pomalowano na czarno. Potem przybył do Niepokalanowa instruktor pożarniczy Kazimierz Uzarowicz z Rypina i zaproponował założenie straży. Projekt przyjęto i straż została założona. Na zaszczytnym miejscu obok głównej drogi postawiono szopę strażacką w której umieszczono sprzęt. Z boku wisiał kawałek szyny kolejowej i młotek – służyły one do alarmowania straży w razie pożaru.

 

 wyklady
Wykłady i kursy pierwszej grupy ochotników braci-strażaków

 

   Boguszewski
 por. poż. Józef Boguszewski

      W tymże roku na prośbę klasztoru przybył starszy instruktor Józef Boguszewski, przeprowadził on ćwiczenia i zorganizował straż. Po ukończonym szkoleniu, na Walnym Zebraniu w dniu 2 lipca 1931 roku wybrano Zarząd Straży i podzielono straż na oddziały.

      Po tej organizacji postanowiono ustalić dwa sygnały alarmowe:

  • trzy uderzenia młotkiem w szynę, przerwa i znów trzy uderzenia itd. – pożar poza klasztorem;
  • uderzenie w szynę bez przerwy – pożar wewnątrz klasztoru.

      Podczas pożaru poza klasztorem, wyjeżdżaliśmy samochodem ciężarowym, na który ładowano sprzęt na specjalne zakładane stragany.

     

      Cały pluton straży pożarnej składał się z 24 członków braci zakonnych, którzy byli podzieleni na trzy oddziały:

  • toporników
  • sikawkowy
  • wodny

     

sklad 

 

 

Florian           
    O. Florian Koziura  

 

      Zarząd straży był następujący:

  • Prezesem został wybrany o. Florian Koziura,
  • Naczelnikiem br. Salezy Mikołajczuk,
  • Zastępcą Naczelnika br. Wawrzyniec Podwapiński,
  • Dowódcami oddziałów zostali: br. Czesław, br. Wit i br. Nikodem.

      Po wyszkoleniu i ustaleniu władzy w wybranym Zarządzie wszystko zaczęło się kręcić normalnie. Po całodziennych trudach i pracy w działach wieczorem br. Salezy ogłaszał zebranie straży. Ponieważ nie było sali na wykłady i zebrania, to też odbywały się one w różnych miejscach.

      Na pierwszym spotkaniu pod przewodnictwem br. Salezego radzono, jak się zachować podczas pożaru w Niepokalanowie. Ktoś poddał myśl, aby postarać się o beczkowóz, choćby na dwóch kołach, i jako przyczepę brać do samochodu. Ustalono i wytypowano na tym zebraniu sekcję wyjazdową, aby podczas pożaru uniknąć zamieszania. Zaraz po zebraniu bracia strażacy zabrali się do robienia beczkowozu. Z kloca drzewa ucięto piłą cztery koła, osadzono je na osiach, obie osie połączono razem, przyprawiono dyszel, umieszczono na tym beczkę 200 litrową po benzynie z wyciętym większym otworem. Taką beczką nie dało się wyjeżdżać do pożaru poza klasztor, służyła ona tylko na wypadek pożaru wewnątrz klasztoru. Systemem gospodarczym zrobiono także pierwsze drabiny, jednak w użyciu okazały się za ciężkie i koniecznie należało je przerobić.

      Ćwiczenia w początkach odbywały się tylko w niedzielę, ponieważ w dnie powszednie było tyle pracy, że nie znalazła się ani jedna wolna godzina. Poza pracą wydawniczą, reszta czasu zajmowała budowa. Zabudowania Niepokalanowa rosły jak grzyby po deszczu.

 

 

PIERWSZA AKCJA
opisana przez br. Jarosława

 

     Rok 1932, luty

      Pomiędzy drukarnią a obecną wysyłalnią stał niepokaźny gmach, zwany elektrownią. Dach pokryty papą, stromo opadał z wysokiej, na pół leszowej, a pół drewnianej ściany na sąsiednią, o połowę niższą ściankę, do której jak grzyby pasożyty przyrastały duże szopy, akumulatornia i kuźnia. Z drugiej strony elektrowni mieściły się drzwi i szopa stereotypia. Jej ściany wykonane były z dykty, daszek papą kryty i niezgrabne okienko – przypominało to wszystko domki z bajki. W ścianie frontowej mieściły się drzwi, a nad nimi malutkie okienko. Nad tą trzymetrową ścianką z leszu znajdował się strych, na którym zajmował się duży zbiornik z wodą. Ze względu na dym, jaki wytwarzał się z motorów, drzwi elektrowni musiały zawsze stać otworem. Wewnątrz elektrowni motorek „Windyga”, o sile 5 KM (koni mechanicznych) pukał głośno, obok niego stał bezczynnie większy motor „Diesla” 12 KM. Na tylnej ściany przytwierdzony był mały ołtarzyk z figurką Niepokalanej.

       Przy warsztacie obok motoru dłubał coś małego wzrostu zakonnik w wysmarowanym tłuszczem i mokrym od ropy fartuchu, a obok niego drugi podobny pierwszemu. I tak sobie rozmawiają:

— Bracie, zdaje mi się, że rura przy „Windydze” za bardzo czerwona – odezwał się pierwszy.

— Czy to raz tak było? – odrzekł drugi wzruszywszy ramionami. – motor idzie, więc nie dziw, że i gorąco bije.

Po chwili wpada do pracowni jeden z braci z wystraszonymi oczami i ze drżeniem w głosie woła.

— Sadza się pali w kominie!

      Lecz to nie sadza się paliła. Od rozgrzanej do czerwoności rury zatliła się dykta na dachu. W środku języki ognia zaczęły pełzać po ścianach przesiąkniętych ropą. Brat mechanik widząc, że to nie żarty, wstrzymał motor, a obejrzawszy się dokoła nie znalazł żadnej broni, więc schwycił czapkę i do ataku na wroga. Gniótł, rąbał na wszystkie strony, jak Longin pod drzewem Tatarów. Wokoło niego coraz to więcej wrogów się skupia. Ryczą, wydają syk groźny, trzaskając złowrogo i otaczając go zewsząd, a on nie zważa na nic, tylko tnie czapką jak szablą na wszystkie strony. I kto wie, czy nie odniósłby zwycięstwa gdyby nie nadeszły nowe posiłki, jeszcze większe, a otaczające wokół biednego braciszka zaczęły złowrogi taniec, kalecząc mu obie ręce. Strach owładnął nim, bo poczuł, że jest pokonany. Więc znów jak Longin zebrał ostanie siły i począł wzywać imienia Maryi. Wtem do uszu jego dolatują jakieś jęki czy dźwięki. Słucha, nastawia uszu – tak to gong-szyna alarmowa straży pożarnej jęczy na trwogę. Pomimo silnego mrozu wybiegli wszyscy mieszkańcy Niepokalanowa i zabłysły pierwsze hełmy braci strażaków. Jeden z nich rozbił gaśnicę pianową i część pożaru zlikwidował, lecz w tej chwili pękł zbiornik z ropą pogarszając sytuację. Choć chwila była poważna, to śmiech zbierał każdego, kto patrzył na brata mechanika, jak biegał pośród ognia i już nie czapką, lecz znalezionym workiem zbijał płomienie palącej się elektrowni. Puszczono w ruch ręczną sikawkę i pierwsze pociski wody padły na wroga – co za idealne skutki. Nieprzyjaciel powoli ustępował z pola bitwy. Lecz już nie chodziło o uratowanie samej elektrowni, lecz odcięcie nieprzyjacielowi drogi do akumulatorni i obrabiarek ślusarskich. Kierunek wiatru zmienia się, gapiów pełno na płocie, a ludziska krzyczą: – Braciszki się palą!
      Pan zawiadowca stacji zaczął telefonować po straże z Sochaczewa, Błonia, Szymanowa. Przybyła też wkrótce straż z Paprotni, lecz z powodu braku wody nic nie zrobiono. Elektrownia płonęła jak stos ofiarny, zwęglone belki nie wytrzymały i basen z wodą umieszczony na strychu runął do wnętrza. Zdawało się, że woda zaleje ogień, tymczasem rozpalona ropa pryskała na wszystkie strony podniecając pożar.
      Niektórzy bracia widząc tak groźny żywioł poszli do kaplicy szukać ratunku odmawiając różaniec, pozostali tylko sami strażacy.
      Po skończonej modlitwie przechodząc obok elektrowni ujrzeli bracia niesamowity widok. Przecież gdy odchodzili, cała elektrownia była jednym słupem ognia. A teraz? Dzięki Bogu pod gruzami leży wróg zakrwawiony w agonii. Dach z drzewa i papy pozostał prawie cały, odcinki papierowe, których było pełno na strychu, ledwie część z nich się spaliła. Również szopy stojące obok elektrowni stały nietknięte, uratowano też maszyny ślusarskie.
      Jak na początku była panika, zamęt i bieganina, tak teraz zauważono, że ręczna sikawka działa sprawnie. Dwa wozy na małych drewnianych kółkach dostarczały wodę. Strażacy, którzy brali udział w walce, wyglądali jak średniowieczni rycerze, cali skuci w lodowy pancerz, błyszczący, który nadawał całości wielkiego uroku.

      W końcu strażacy obeszli całe pobojowisko i dobijali dogorywającego wroga. Była to jego ostatnia godzina.
      Długo komentowano na temat tego pożaru, a był to pierwszy chrzest naszej straży przy pożarze. Teraz już wszyscy wiedzą, co to jest groza pożaru.

 

 

 

WYDARZENIA
     • Akcje

     • Inne wydarzenia
     • Podsumowanie roku
     • Archiwalne

GALERIA
     • Akcje ratownicze

     • Ćwiczenia
     • Okolicznościowe
     • Zabytki
     • Humor
     • Nasze filmy
     • Filmy akcje
     • Filmy okolicznościowe
     • Filmy pozostałe

 SKŁAD
      • Skład jednostki

      • Członkowie honorowi
      • Nasi Sponsorzy

SPRZĘT

      • Pojazdy
      • Osprzęt

HISTORIA

      • Początki OSP
      • Muzeum
      • Dawne akcje
      • Chronologia
      • Biblioteka strażacka

ARTYKUŁY


Copyright © 2023. OSP Niepokalanów.

Autor: dh br. Marek Gąsiorowski    Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

plakietka2

Designed by Shape5.com


OSP Niepokalanów, ul. M. Kolbego 5

96-515 Teresin

e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

tel. br. J. Kulak: 602683964

tel. furta klasztorna: 468642222

Nr konta: BS./Teresin

47-9284-0005-0007-

8605-2000-0010


Wspierają nas:

 

 

Przewiń do góry s5_scroll_arrow.png