Wiosna. Słońce już od szeregu dni przypiekało więc nic dziwnego, że przyszła raptowna burza. Zerwał się silny wiatr z deszczem, a błyskawice złowrogo przelatywały nad domami. W niedługą chwilę potem słychać energiczne uderzenia w gong pożarowy.
— Pali się!
Istotnie, czarne kłęby dymu zwiastowały pożar. W kilka minut po alarmie wyruszyliśmy w drogę, a burza ani na chwilę nie ustawała. Błyskawice rozdzierały czarną powłokę chmur, a deszcz z silnym wiatrem smagał jadących na samochodzie braci strażaków. Już z daleko widać, że w tak krótkiej chwili ogień zdążył opanować sześć budynków. Silny wiatr ułatwiał mu pracę.
- Odsłony: 280
O godzinie 18.30 otrzymano telefoniczny meldunek. Halo, Niepokalanów Straż Pożarna, szybko na pomoc, szosa warszawska w okolicy Bieniewic, katastrofa!
Natychmiast wyruszyła sekcja bojowa i po przybyciu na miejsce wypadku zastaliśmy 7 osób rannych, w tym 2 ciężko i autobus cały w płomieniach. Zaraz na wstępie nasz sanitariusz udzielił rannym pierwszej pomocy, z których 2-ch odesłano do szpitala W tymże czasie zlikwidowano pożar silnika przy pomocy gaśnicy pianowej. Do palącego się samochodu z towarami uruchomiono motopompę od stawu oddalonego o 70 m i płonący samochód ugaszono.
Katastrofa nastąpiła wtedy, gdy autobus zdążający do Warszawy stanął, by zabrać pasażerów. W tym momencie ciężarówka naładowana towarami w całym pędzie wpadła na autobus, autobus stoczył się do rowu kalecząc pasażerów. Samochód, który uderzył w autobus stanął w płomieniach. Dzięki natychmiastowej pomocy, ranni otrzymali pomoc, a palący samochód uratowano.
- Odsłony: 290
Drrrrrrr... Dzwoni telefon. – Prosimy o natychmiastową pomoc, pali się fabryka Chodaków.
— A kto dzwoni?
— Starosta sochaczewski.
— Dobrze już alarmujemy straż – odpowiada brat przy telefonie.
Po chwili słychać alarm i zaraz nastąpił wyjazd.
- Odsłony: 290
Czytaj więcej: 1937 r., 25 stycznia - pożar fabryki Chodaków
Była godzina 6.50, gdy posłaniec konny zawiadomił straż, że pali się młyn w Teresinie. Pierwsza sekcja z motopompą wyjechała natychmiast. Po przybyciu na miejsce widać było, że ogień w swej pracy niszczycielskiej posunął się bardzo daleko, pożoga, huk i trzask rozchodził się wokoło. Do wnętrza trudno już było się dostać z powodu dymu a tam właśnie znajdowało się zboże i mąka.
- Odsłony: 298
Czytaj więcej: 1936 rok - pożar w młynie Teresin i okolicach Sochaczewa
Jeden z braci woła aby sprawdzić, czy dym który widać dość daleko, to może być od pożaru. Spojrzano z balkonu przez lornetkę i okazało się, że rzeczywiście od strony Błonia coś się pali. Po chwili na głos gongu pożarowego zrobił się ruch w remizie. Wyniesiono i załadowano sprzęt na samochód szofer nie tracąc czasu szybko ruszył z sekcją bojową za furtę. Jedziemy do szosy warszawskiej i prosto, na Błonie, w swym zapale przejechaliśmy właściwą drogę.
- Odsłony: 277
Rano około godziny 7 jesteśmy w kaplicy i słyszymy głos szyny alarmowej. Biegniemy z kaplicy, a tu z okien elektrowni buchają kłęby dymu. Szybko rozwijamy akcję i jeden z prądowników od strony południowej po drabinie przez okno atakuje strumieniem wody wnętrze elektrowni, a drugi od strony szosy. Wewnątrz elektrowni i na górze pełno dymu. Wskutek zamknięcia drzwi i okien pożar został stłumiony. Niektórzy bracia strażacy próbowali dostać się na strych, lecz gęsty dym zagrodził im drogę. W krótkim czasie przybyły OSP z Paprotni, lecz pożar już był opanowany. Wodę do naszej sikawki dostarczali interniści ze studni. Po zlikwidowaniu ognia oglądaliśmy pobojowisko, pożar powstał od zapalenia się benzyny w prymusie, spalił się pas na motorku i część sufitu. Po kilku godzinach elektrownia już była czynna.
- Odsłony: 304
Cały maj przeszedł bez większych wydarzeń, dopiero w czerwcu pewnego dnia przed południem przybył p. instruktor Boguszewski, by po roku odwiedzić naszą straż. Na wstępie zarządził alarm, szybko przybiegli bracia strażacy i nastąpił wyjazd. Potem ćwiczenia bojowe ze sprzętem, w końcu wykład o ratowaniu ludzi, zwierząt i ptactwa domowego.
- Odsłony: 282
Rozpaczliwy jęk zawieszonej na drucie szyny alarmowej zwiastował pojawienie się w pobliżu groźnego żywiołu. W mgnieniu oka pędzą bracia strażacy, wynoszą narzędzia, ładują na samochód ciężarowy i wyjazd. Pędzimy do szosy warszawskiej, a potem w stronę Sochaczewa. Ujechawszy już sporo kilometrów, widzimy jak czarny słup dymu unosząc się do góry wskazuje miejsce nieszczęśliwego wypadku.
- Odsłony: 295