Rano około godziny 7 jesteśmy w kaplicy i słyszymy głos szyny alarmowej. Biegniemy z kaplicy, a tu z okien elektrowni buchają kłęby dymu. Szybko rozwijamy akcję i jeden z prądowników od strony południowej po drabinie przez okno atakuje strumieniem wody wnętrze elektrowni, a drugi od strony szosy. Wewnątrz elektrowni i na górze pełno dymu. Wskutek zamknięcia drzwi i okien pożar został stłumiony. Niektórzy bracia strażacy próbowali dostać się na strych, lecz gęsty dym zagrodził im drogę. W krótkim czasie przybyły OSP z Paprotni, lecz pożar już był opanowany. Wodę do naszej sikawki dostarczali interniści ze studni. Po zlikwidowaniu ognia oglądaliśmy pobojowisko, pożar powstał od zapalenia się benzyny w prymusie, spalił się pas na motorku i część sufitu. Po kilku godzinach elektrownia już była czynna.