Drrrrrrr... Dzwoni telefon. – Prosimy o natychmiastową pomoc, pali się fabryka Chodaków.
— A kto dzwoni?
— Starosta sochaczewski.
— Dobrze już alarmujemy straż – odpowiada brat przy telefonie.
Po chwili słychać alarm i zaraz nastąpił wyjazd.
Było to 25 stycznia. Mróz na dworze 18 stopni Celsjusza, samochód mknie pełnym gazem szosą warszawską, aż wreszcie stajemy u celu. Miejscowa straż fabryczna i sochaczewska była już w akcji. Zaraz po naszym przybyciu przyjechał także pan starosta i zdziwił się bardzo mówiąc: jak to się stało? Dopiero co prosiłem dzwonić do Was o pomoc, a wy już tu jesteście. Ja miałem 3 km, a wy 16 i pierwsi przybyliście ode mnie. Nie mogę tego zrozumieć.
Po przybyciu i zameldowaniu się u komendanta miejscowej straży, otrzymaliśmy rozkaz opróżniać magazyny. Dowódca sekcji kazał założyć maski i z wewnątrz wynosić towar. Praca była ciężka, gdyż w palących się magazynach było pełno dymu.
Ponieważ miejscowej straży motopompa zamarzła, ustawiliśmy swoją i po jednej godzinie akcji pożar został opanowany.
Bracia strażacy byli zmęczeni i zmarznięci, przeto Pan Dyrektor fabryki zaprosił wszystkich na podwieczorek. Podczas podwieczorku p. dyrektor podziękował naszemu dowódcy i wszystkim braciom strażakom w tych słowach:
Przybyliście na miejsce katastrofy w rekordowym czasie nie zważając na duży mróz i niesprzyjające warunki. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczni i aby choć w części wynagrodzić tą Waszą ofiarną pracę dla społeczeństwa, proszę powiedzieć, ile mam wypłacić za ten Wasz przyjazd.
— Ależ Panie Dyrektorze – odpowiedział nasz dowódca. – Za słowa uznania bardzo dziękujemy i to nam w zupełności wystarczy, my nie pracujemy dla zapłaty, spełniamy jedynie wzięty na siebie obywatelski obowiązek niesienia pomocy bliźnim.
Nie wiem, jak długo ciągnęłaby się ta sprawa, gdyż ani jedna, ani druga strona nie chciała odstąpić. W końcu nasz dowódca powiedział, nie chcąc robić p. Dyrektorowi przykrości z tego powodu możemy przyjąć coś, ale jako ofiarę na straż.
— Panie kasjerze – powiedział p. Dyrektor, – proszę wypłacić zastępcy naczelnika z Niepokalanowa 50 zł i każdemu strażakowi po 10 zł, razem 200 zł.
Po podwieczorku załadowano sprzęt, spisano raport i odjazd do klasztoru. Ponieważ na terenie klasztoru często powstają pożary, które są tłumione w zarodku, dlatego też należy mieć się na ostrożności. Na polecenie o. Gwardiana wyruszyła kontrola przeciwpożarowa, składający się z kilku strażaków. Kontrola ma za zadanie przejść wszystkie budynki sprawdzić i usunąć niebezpieczeństwa, które mogłyby być przyczyną pożaru.
W nocy o godzinie 3.20 O. Gwardian zaalarmował sekcję strażacką telefonicznie, chcąc się przekonać czy czuwa – alarmu nie robiono.