Ochotnicza Straż Pożarna w Niepokalanowie pociągnęła mnie swoją działalnością, tym że pomagała ludziom poszkodowanym a jednocześnie kształtowała i rozwijała sprawność fizyczną, uczyła posługiwania się sprzętem pożarniczym. Do tych działań zachęcał mnie także czynnik religijny - jadąc do pożaru w samochodzie odmawialiśmy modlitwę „Pod Twoją Obronę” zawierzając Matce Bożej naszą pracę, a po skończonej akcji robiliśmy zbiórkę za samochodem i odmawialiśmy „Zdrowaś Maryjo” za osoby poszkodowane w pożarze czy w innym nieszczęściu. W tym miejscu chciałbym przywołać słowa Św. Maksymiliana wypowiedziane na akademii z okazji 5-lecia straży, dnia 15 sierpnia 1936 roku: „Celem straży pożarnej to ochrona od ognia natomiast dalszym celem jest sprawa Niepokalanej, dalsze więc jest ważniejsze i szczytniejsze od pierwszego. Niech strażacy niosą pomoc bliźnim poza furtą klasztorną aby w ten sposób pociągnąć ludzi do Niepokalanej Matki Bożej”.
Przypominam sobie jak podczas modlitwy strażaków ludzie stojący obok zdejmowali czapki i zachowywali postawę skupienia, po modlitwie nawiązywaliśmy kontakt z poszkodowanymi okazując im współczucie i wyrazy pamięci w modlitwie. Wspominam to tragiczne zdarzenie w którym utonął chłopiec w wieku 7 lat w rzece Bzurze w Sochaczewie. Rodzice mocno to przeżyli ale byli podniesieni na duchu że w bólu są z nimi strażacy. Pomoc bliźnim była pierwszorzędnym celem naszej straży, do czego z wielką gorliwością zachęcał nas pierwszy prezes powstałej 2 lipca 1931 roku straży ojciec Florian Koziura.
Miałem to szczęście poznać tych pierwszych strażaków. O. Florian bardzo żywo interesował się strażakami prowadząc zebrania zarządu czy walne zebrania. Do tych wspaniałych strażaków należy zaliczyć także pierwszego naczelnika brata Salezego Mikołajczyka. Był to człowiek bardzo dobrego serca, cierpliwy, radosny, był dobrym mechanikiem który swoim zachowaniem pociągał wszystkich do siebie i do straży. Do pierwszych rycerzy należał brat Jarosław Nowakowski, kronikarz, fotograf, który do końca swojego życia służył straży mimo swojej choroby reumatycznej. Dzięki jego zapiskom mamy większą wiedzę o naszej działalności strażackiej. Następny był brat Filip Markiewicz, kierowca, który pilnie czuwał nad sprzętem samochodowym w trudnych czasach kiedy brakowało części a pracę wykonywał własnymi rękami. Brat Cherubin Pawłowicz to legendarny wojskowy który tryskał energią i zapałem do każdej akcji pożarowej czy też innej. Gdy nie udało mu się zdążyć do wyjeżdżającego już samochodu a odległość była niewielka, siadał na rower i w ubiorze strażaka jechał do pożaru. Jednego takiego zdarzenia byłem osobiście świadkiem. Zorganizował on też muzeum pożarnicze i dbał o każdy eksponat. Miał też wiele pasji jak kominiarstwo, wioślarstwo, odbył wiele kursów strażackich. Z wielkim zaangażowaniem prowadził szkolenie Drużyny Młodzieżowej składającej się z uczniów Niższego Seminarium. Miał też poczucie humoru… Pewnego dnia zadzwonił telefon do Straży. Odebrał go brat Cherubin. Dzwoniący prosił: „przyjeżdżajcie, pali się gospodarstwo!” Na to brat Cherubin odpowiedział: „podtrzymujcie ogień, zaraz przyjeżdżamy!”. Należy tu dodać że dawniej strażacy wyjeżdżali do pożaru gdy zauważono dym lub ogień. Do wybijających się strażaków należał brat Stanisław Jędrzejczak. W klasztorze był dentystą a z pasji strażakiem. Był długoletnim naczelnikiem, prezesem a także prezesem gminnym. Zdarzało się tak że pacjent siedział na fotelu bo trzeba było usunąć zęba a tu pożar! Trudny wybór ale najważniejszy ratunek bliźniego. Bardzo oryginalnym a jednocześnie dobrym był brat Karol Marchewicz. Był zawsze zainteresowany i skrzętnie notował w zeszycie to co dzieje się w klasztorze, jaka będzie pogoda, z jakiego kierunku wieje wiatr, jaka jest temperatura kto przyjechał do klasztoru a kto wyjechał. Rozmównice przy furcie klasztornej nazywał „gadułkami”. Kolejny strażak - brat Pacyfik Śniosek który zakładał kółka różańcowe w parafii i innych miejscach i dbał o gorliwość w straży. Brat Józef Cudakiewicz miał wrażliwe serce, pomagał biednym, ratował dzieci rodzin rozbitych i oddawał rodzinom zastępczym, chciał założyć w Paprotni dom dla osób starszych, załatwiał wiele spraw trudnych dla klasztoru i dla sióstr w Paprotni. Brat Ewodiusz Skudalski, z natury spokojny, pracował w dziale gospodarczym, uprawiał rolę końmi na terenie klasztoru a sam siebie nazywał „za konikiem”. Brat Cecylian Maciejewski był zastępcą naczelnika a jednocześnie dyrygentem chóru parafialnego i klasztornego. Pochodził z poznańskiego, miał zdecydowany i otwarty charakter, dobrze reprezentował naszą straż. Brat Jeremiasz Dołęgiewicz, dostojny, bardzo dbający o siebie, wykonywał prace kamieniarskie, m.in. rzeźbił kolumny podtrzymujące menzę ołtarzy: Świętego Franciszka i Świętego Antoniego w naszej bazylice. W straży pełnił funkcję sekretarza przez wiele lat. Brat Leoncjusz Matuszak, stały adiutant w uroczystościach straży, świetnie się prezentował, witał gości z uśmiechem i robił zdjęcia. Miał problem z chodzeniem ponieważ w młodym wieku doznał urazu nogi ale dla gości zawsze był przyjazny i otwarty. Brat Wiktor Łukota, z zawodu krawiec, szył ubranka wszystkim figurkom które uczestniczą w pochodzie dziejów Polski w Niepokalanowskiej Panoramie Tysiąclecia a także figurkom z Misterium. W straży zawsze występował w poczcie sztandarowym na wszelkich uroczystościach. Miałem także okazję brać udział w jednej akcji pożarowej z bratem Kacprem Wydrychem który z zawodu był kucharzem. Wykonywał on charakterystyczny ruch głową, który u obserwatora wywoływał śmiech, był bardzo wesołym człowiekiem.Po pobieżnej prezentacji pierwszych strażaków należy ukazać osobę płk. Józefa Boguszewskiego który był związany z naszą strażą od samego początku. To on szkolił pierwszych strażaków, był przy założeniu straży i pod jego okiem straż się rozwijała. Po przejściu na emeryturę przyjeżdżał do Niepokalanowa do braci dobrze mu znanych na towarzyskie spotkania. W starszym wieku i chorobie przeniósł się do Łodzi gdzie zmarł 14 grudnia 1986 roku. W pogrzebie udział wzięła sześcioosobowa delegacja niepokalanowskiej straży.
Po wspomnieniach o pierwszych strażakach trzeba wspomnieć o obecnych członkach straży i ich działalności. Patrząc na sprzęt pożarniczy, samochody, widzę ogromną różnicę. Są świetnie wyposażone w sprzęt o którym dawniej strażacy tylko marzyli, drugi samochód do ratownictwa drogowego, samochód osobowy, łódź ratunkowa z silnikiem spalinowym. Sprzętu technicznego jest tak wiele że trudno w krótkim zarysie go wyliczyć. Głównym tego powodem jest skok techniczny i wsparcie finansowe ale w głównej mierze zaangażowanie prezesa Janusza kulaka i naczelnika Janusza Tomonia. Dzięki wspólnej pracy w pozyskiwaniu finansów i sprzętu należą się im olbrzymie gratulacje. Brat Janusz Kulak uporządkował i powiększył Muzeum Pożarnicze które odwiedza bardzo dużo osób starszych, młodzieży i dzieci. Należy tu wyrazić najwyższe uznanie za jego energię i pracę, zdolność organizacyjną z osobami świeckimi i władzami straży. Udział w akcjach pożarowych, drogowych i innych, wzrósł pięciokrotnie wobec lat 90. ubiegłego stulecia. Trzeba też wymienić strażaków którzy czynnie współpracują z prezesem naczelnikiem, braci: Stefana Banaszczuka, Michała Glinkę, Marka Gąsiorowskiego, Krzysztofa Kotarbę, Jerzego Kozikowskiego, Andrzeja Kopczyńskiego, ojca Wiesława Koca.
Na koniec należałoby wspomnieć o sobie samym. Otóż jak wspominałem na wstępie, do straży przystąpiłem wczesną wiosną 1964 r., natomiast zebranie zarządu oficjalnie potwierdziło moje przyjęcie do straży 28 grudnia 1964 r. Jak każdy strażak musi przejść szkolenie tak również i ja ukończyłem kursy strażackie: I-go stopnia a potem II-go i III-go, kurs mechanika motopompy, radiooperatora. W straży pełniłem funkcje: gospodarza, skarbnika, naczelnika i w krótkim czasie prezesa gminnego OSP. Dzięki dobroci władz przyznano mi medale: srebrny, złoty, odznakę Wzorowego Strażaka, Złoty Znak Związku dzięki staraniom br. Janusza Kulaka i br. Janusza Tomonia. Brałem udział w krajowym zjeździe Związku Ochotniczych Straży Pożarnych w Miętnem w 1992 r. Miałem też zaszczyt i honor być naczelnikiem kiedy nasza straż pożarna uroczyście obchodziła 50-lecie swojego istnienia w 1981 r., natomiast jeszcze bardziej zaszczytną chwilę przeżywałem w czasie przyjazdu Ojca Świętego Jana Pawła II do Niepokalanowa, 18 czerwca 1983 r. Straż pożarna była przy przylocie helikoptera z Papieżem tworząc kompanię honorową braci strażaków i Drużyny Młodzieżowej Niższego Seminarium Misyjnego. Strażacy zabezpieczali również ołtarz polowy na którym była celebrowana msza święta dla 250 000 pielgrzymów. Muszę wspomnieć także o udziale sekcji w zawodach sportowo-pożarniczych typu „S” w której byłem dowódcą. Mieliśmy dobrą drużynę która wygrała zawody gminne, rejonowe, wojewódzkie i braliśmy udział w zawodach strefowych w Łodzi. Nasz sukces osiągnęliśmy dzięki wsparciu członków Drużyny Młodzieżowej Niższego Seminarium z Niepokalanowa, druhów: Krzysztofa Oniszczuka, Prądzyńskiego, Petryszaka.
Kończąc życzę obecnie działającym strażakom opieki Matki Bożej, Św. Floriana i Św. Maksymiliana.
Br. Czesław Józef Ocetek