Był czwartek, 11 maja 1969 r., godzina 11:58. Nagle odezwał się telefon w straży z wiadomością że palą się budynki gospodarcze w Szymanowie i proszą o pomoc. Ogłoszony alarm syreną alarmową poderwał strażaków i wezwał do szybkiego przybycia do remizy. Br. Filip Markiewicz już uruchomił samochód a br. Cherubin Pawłowicz mobilizował do szybkiego ubierania się. Wyjechaliśmy w drodze odmawiając modlitwę „Pod Twoją Obronę” jak zawsze czynimy przy wyjazdach do pożaru i innych akcji. Jechaliśmy szybko ale bezpiecznie, przy kościele w Szymanowie skręciliśmy w lewo i widok jaki zobaczyliśmy przedstawiał się bardzo groźnie.
Paliło się kilka budynków gospodarczych a ludzie stojący przy drodze błagali o pomoc w ratowaniu ich własnego majątku. Skręciliśmy w jedno podwórko gdzie płonęła stodoła a obok obora kryta papą zapaliła się od wysokiej temperatury. Brat Cherubin Pawłowicz, dzielny strażak i ułan z wojska, oblał się wodą, nasunął hełm na czoło i z prądnicą wszedł do ognia. Trwała zażarta walka bo płomienie obejmowały oborę, ale też straż walczyła dzielnie. Udało się w końcu opanować płonącą oborę, po czym trwało też gaszenie stodoły która była już strawiona pożarem. Ten przerzucił się także na sąsiednie budynki. Na szczęście nadjechały i inne straże które zaczęły ratować co się da. Sytuacja była trudna, gdyż woda z beczkowozów szybko się wyczerpała. Trzeba było budować pobór wody z rzeki Pisia. Szybkie rozprzestrzenianie się ognia w krótkim czasie spowodowało że spłonęło 5 obór, 7 stodół i 3 szopy oraz część maszyn rolniczych, urządzeń i narzędzi. Mieszkańcy ponieśli ogromne straty, tym bardziej że 15 lat temu był podobny pożar w tych gospodarstwach. W tym tragicznym pożarze brało udział 12 sekcji straży w tym strażacy zawodowi i straże ochotnicze. My po wypowiedzianych słowach współczucia ofiarom pożaru i po modlitwie w ich intencji, powróciliśmy do klasztoru.
brat Czesław Józef Ocetek